"Kiedy przywódcy dają negatywny przykład, profesjonaliści tym bardziej muszą być sprawiedliwi. Trudno złamać państwo prawa bez wysługiwania się prawnikami; trudno doprowadzać do pokazowych procesów bez wysługiwania się sędziami" (Timothy David Snyder, Dwadzieścia przykazań wolnych ludzi).
Jakiekolwiek podobieństwo tej historii do aktualnych wydarzeń i współczesnych postaci nie jest przypadkowe. Stanowi efekt przemyślanej i celowej koncepcji autora.
W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku w Państwowym Wydawnictwie Naukowym przygotowywano pierwszą po II wojnie światowej encyklopedię, Wielką Encyklopedię Powszechną. Zaraz po izraelsko-arabskiej wojnie sześciodniowej roku 1967 i po zerwaniu stosunków dyplomatycznych z Izraelem, problemem ważniejszym od poziomu przygotowywanej publikacji zaczęło być to, kto i w jaki sposób nad encyklopedią pracuje. Władze doszły do wniosku, że wydawnictwo prezentuje historię Polski w sposób tendencyjny, czemu bez wątpienia sprzyjała obecność w nim odkrytej właśnie grupy „rewizjonistów” i „syjonistów”. Treść haseł encyklopedii i ich historyczną jakość analizować zaczęli … funkcjonariusze komunistycznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Z właściwą przedstawicielom swej profesji czujnością zauważyli, że choć poszczególne wzmianki w encyklopedii traktowane oddzielnie stwarzają na ogół wrażenie obiektywnych informacji, to jednak zestawione deformują obraz okupacji niemieckiej, walki z nią narodu polskiego i zbrodni hitlerowskich w Polsce. Szczególnej krytyce poddano hasło „obozy koncentracyjne hitlerowskie” i to, że encyklopedii w odniesieniu do ofiar nie stosuje się pojęcia „obywatel Polski” ale odwołuje się do ich narodowości. Istotnie w encyklopedii dokonano rozróżnienia na obozy zagłady – tworzone przede wszystkim z myślą o mordowaniu Żydów, oraz obozy koncentracyjne, w których przebywali ludzie różnych narodowości. Sprawy zapewne w ogóle by nie było, gdyby nie klimat polityczny panujący wtedy w Polsce. Wskazanie w encyklopedii liczby zamordowanych Żydów stało się pretekstem do antysemickiej nagonki.
24 marca 1968 roku, w szczytowym momencie kampanii propagandowej rozpętanej przez rządowe media (innych wówczas nie było), w dwutygodniku „Prawo i Życie” ukazał się tekst „Encyklopedyści”. Autorem był Tadeusz Kur, czołowy tropiciel żydowskich spisków. Korzystając nie po raz pierwszy z materiałów MSW, Kur zaatakował tym razem redaktorów Wielkiej Encyklopedii Powszechnej odpowiedzialnych za redakcję hasła "obozy koncentracyjne”. Pisał, że treść hasła była „zwykłym i tendencyjnym kłamstwem, którego nie niwelują sofistyczne wybiegi”. Analizował, co znalazło się, a czego w encyklopedii zabrakło. Nie było w niej na przykład hasła „martyrologia narodu polskiego”.
W krótkim czasie z Państwowego Wydawnictwa Naukowego wyrzucono około czterdziestu osób. Sprawa „encyklopedystów”, „pasożytów żerujących na klasie robotniczej i narodzie polskim” (cytat za źródłami milicyjnymi) nie wywoływała większego zainteresowania. Aryzacja wydawnictwa przebiegła sprawnie. Podczas zebrań partyjnych ci, których z pracy nie usunięto, niczym w latach stalinizmu składali spontaniczne samokrytyki. Hasło „obozy koncentracyjne hitlerowskie” zostało zredagowane na nowo. Osoby, które już kupiły Encyklopedię, mogły zastąpić wcześniejsze hasło nową wersją. W „Trybunie Ludu” (dla tych, którzy nie pamiętają, był to tytuł prasowy - wtedy, nie wiedzieć czemu, mówiło się „organ” - Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej) zaczęto dzień po dniu publikować artykuły o tym, jak Polacy masowo chronili Żydów przed Niemcami.
Nikt nie pamiętałby dzisiaj Tadeusza Kura, gdyby nie Dariusz Fikus, wówczas dziennikarz „Polityki”. Fikus Kura - donosiciela unieśmiertelnił, mimo woli zapewniając mu miejsce w historii polskiego dziennikarstwa. Zamierzał opublikować polemikę z tekstem Kura. Cenzura oczywiście tekst zatrzymała. W ten sposób felieton Fikusa zaistniał tylko w sposób symboliczny. Mało kto go przeczytał, a mimo to pozostał w pamięci społecznej i przetrwał. Nie bez powodu. Doświadczeni redaktorzy mówią, że tekst, który nie ma lub któremu nie da się wymyślić dobrego tytułu, jest tekstem złym i najlepiej zwrócić go autorowi. Tekst Fikusa miał tytuł równie krótki co wybitny. Tak wtedy jak i dzisiaj. „Kur wie lepiej”.
* Faktografia sprawy „encyklopedystów” przedstawiona została w oparciu o fragmenty monografii prof. dr hab. Jerzego Eislera „Polski rok 1968”, wydanej przez Instytut Pamięci Narodowej w roku 2006 (str. 158-164).
O AUTORZE
Radosław Baszuk. Adwokat, obrońca w procesach karnych.