"Kiedy przywódcy dają negatywny przykład, profesjonaliści tym bardziej muszą być sprawiedliwi. Trudno złamać państwo prawa bez wysługiwania się prawnikami; trudno doprowadzać do pokazowych procesów bez wysługiwania się sędziami" (Timothy David Snyder, Dwadzieścia przykazań wolnych ludzi).
Adwokatura instytucjonalna postanowiła zaznaczyć swoją obecność w sporze o relacje pomiędzy sądami krajowymi a Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Problem pojawił się tam, gdzie pojawia się najczęściej. To chwila, kiedy schodzi się z poziomu podejmowania mentorskich uchwał i oświadczeń na poziom praktyki i konkretnych decyzji.
Mowa oczywiście o sprawie pytań prejudycjalnych skierowanych do TSUE przez sąd dyscyplinarny Izby Adwokackiej w Warszawie i problemie z ich dotarciem do adresata. Rzecz dotyczy kwestii ważnej, bo zakresu autonomii adwokatury i jej sądownictwa dyscyplinarnego w relacji do uprawnień kontrolnych ministra sprawiedliwości. Uprawnienia te rozszerzono w listopadzie znacząco, nawet nie w wyniku zmiany ustawy, ale poprzez kontrowersyjną z wielu powodów uchwałę Izby Dyscyplinarnej.
Sprawa została już upubliczniona, nie da się zamieść jej pod dywan. Dyskusja, czy to dobrze czy źle, w adwokaturze jedna z ulubionych, nie ma większego sensu. Jeżeli chce się mieć słyszalny i znaczący w debacie publicznej głos, trzeba chcieć i umieć konfrontować się z faktami i opinią publiczną, a nie szeptać po kątach. Albo jest się mającym oparcie w Konstytucji i działającym na podstawie ustawy samorządem zawodu zaufania publicznego albo strzegącą swych sekretów sektą.
Sąd dyscyplinarny jest w zakresie orzekania niezawisły i rozstrzyga samodzielnie nasuwające się zagadnienia prawne. Prezes sądu dyscyplinarnego kieruje pracą sądu a nie orzekaniem pozostałych sędziów. Tak mówi Prawo o adwokaturze i przepisy wykonawcze do tej ustawy.
Ocena dopuszczalności kierowania pytania prejudycjalnego do TSUE, w szczególności tego, czy pytanie kieruje sąd krajowy w rozumieniu Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej, jest wyłączną prerogatywą Trybunału, nikogo innego. Postanowienie sądu o przedstawieniu takiego pytania jest niezaskarżalne i wykonalne.
Postanowienie sądu w znaczeniu prawnym to nie kartka lub kartki papieru, na których je sporządzono, ale rozstrzygnięcie konkretnej kwestii na podstawie konkretnego przepisu. Kartka może zawierać jedno postanowienie, może zawierać ich więcej. Każde z postanowień może mieć inną podstawę prawną, każde z nich może być zaskarżalne lub niezaskarżalne, o czym jednak decyduje prawo a nie wola sądu bądź jego prezesa.
Postanowienie o zawieszeniu postępowania dyscyplinarnego wydane przez sąd dyscyplinarny działający jako sąd odwoławczy jest albo zaskarżalne albo nie. Odpowiedź warunkowana jest jedynie nietrudną do ustalenia datą wszczęcia postępowania odwoławczego, co następuje w wyniku wniesienia zażalenia. Wynika to z treści odpowiednio stosowanych w tym zakresie przepisów Kodeksu postępowania karnego i przepisów intertemporalnych. Niezależnie od tego, czy postanowienie o zawieszeniu postępowania jest w tym konkretnym wypadku zaskarżalne czy nie, zażalenie nie wstrzymuje jego wykonania z dość zasadniczego powodu. Nie przewiduje tego, a musiałaby, ustawa. W innym wypadku wstrzymać wykonanie postanowienia może tylko sąd, który je wydał lub sąd powołany do rozpoznania zażalenia, nigdy prezes sądu.
Wreszcie, kwestia ewentualnej zaskarżalności postanowienia o zawieszeniu postępowania nijak ma się do kwestii wykonania postanowienia o skierowaniu pytania do Trybunału Sprawiedliwości. To dwa różne postanowienia, wydane w oparciu o różne podstawy prawne.
Jeżeli zgodzimy co do tych dość oczywistych, kwestii, pozostaje odpowiedź na pytanie, o co w tym zamieszaniu chodzi i czy musiało się wydarzyć? Dlaczego pytanie warszawskiego sądu dyscyplinarnego nie zostało jeszcze przesłane do Trybunału, choć powinno? Czy obserwujemy przeniesienie na teren adwokatury sposobów administracyjnej kontroli nad orzekaniem znanych już z praktyki sądów powszechnych i ich prezesów? Dlaczego adwokatura instytucjonalna kolejny raz bohatersko mierzy się z problemem, który wcześniej sama wywołała?
Szukanie w tym wypadku analogii ze sposobem kierowania znanym ostatnio sądem rejonowym na północy kraju przez jego prezesa nie wydaje się do końca uprawnione, choć oczywiście nie można go lekceważyć. Przyczyna wydaje się bardziej prozaiczna. Mamy rok wyborczy. Nasi prezesi, dziekani, zawodowi działacze i środowiskowi aktywiści nie myślą o niczym innym. Przez najbliższe miesiące wszystko, co będą robić i czego - może jeszcze bardziej - robić nie będą, podporządkowane będzie słowu „wybory”. I tylko w tym wymiarze widzieć będą świat wokół siebie. Czasami - jak w tym wypadku - będzie smutno, czasami śmiesznie. Tak to już u nas jest.
O AUTORZE
Radosław Baszuk. Adwokat, obrońca w procesach karnych.